REKLAMA
Automatycznie wyświetlimy artykuł za 10 sekund
Przejdź do artykułu
Reklama
Reklama
fot. archiwum Politechniki Dziecięcej
GALERIA ZDJĘĆ
Są indeksy, zajęcia odbywają się w salach wykładowych uczelni wyższych, tematy jak najbardziej poważne i tylko studenci jakby… mniejsi. I rzeczywiście są nie tylko mniejsi, ale i sporo młodsi od osób, które zazwyczaj przysłuchują się wykładom profesorów. Ale zainteresowania i zaangażowania z jakim uczestniczą w zajęciach „prawdziwi” studenci mogliby się od nich uczyć. Regionalne uczelnie wyższe coraz chętniej i szerzej otwierają swoje drzwi dzieciom, które być może w przyszłości wrócą do nich na studia, a z czasem wejdą na rynek pracy z zawodami tak obecnie brakującymi.
Zaczęło się ponad trzy lata temu od Politechniki Rzeszowskiej, która wzorem niemieckiego Universität Tübingen i Łódzkiego Uniwersytetu Dziecięcego stworzyła wspólnie z WSK PZL - RZESZÓW S.A. podobny projekt. A dziś już siódmy semestr wykładowcy uczelni wraz z pracownikami zakładu przekonują dzieci, że matematyka, fizyka czy chemia wcale nie są takie straszne, a wręcz przeciwnie - mogą być bardzo interesujące. W ten sposób uczelnia przetarła szlaki dla innych szkół wyższych i obecnie kolejne szkoły wyższe idą w jej ślady. Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie w tym roku akademickim ruszyła z zajęciami Ekonomicznego Uniwersytetu Dziecięcego, a w Jaśle już po raz trzeci najmłodsi mają możliwość uczestniczyć w wykładach w ramach Jasielskiego Uniwersytetu Dziecięcego zorganizowanym przez urząd miasta w ramach Programu „Postaw na rodzinę”. I choć komuś może się wydawać, że to tylko dziecięca zabawa w studentów, to w rzeczywistości cele tych projektów są o wiele poważniejsze. Analitycy rynku pracy zgodnie twierdzą, że brakuje pracowników z wykształceniem np. technicznym, a pokazanie dzisiejszym kilkulatkom, że przedmioty ścisłe można polubić, może w przyszłości zaowocować tym, że po maturze wybiorą studia w tym kierunku. To z kolei może zmniejszyć obecny deficyt wśród zawodów najbardziej poszukiwanych przez pracodawców.
ZOBACZ TAKŻE
Reklama
Ściśle rzecz ujmując
Właśnie takie cele przyświecały tworzeniu Politechniki Dziecięcej działającej przy Politechnice Rzeszowskiej. Z jednej strony chodziło o zaprzyjaźnienie dzieci z przedmiotami ścisłymi. Drugi cel, zdecydowanie bardziej dalekosiężny, zakładał, że korzyści przyjdą za kilka lub kilkanaście lat, gdy ci mali studenci zechcą wrócić w mury uczelni i wybiorą właśnie studia techniczne, a potem będą pracować choćby w WSK, która jest partnerem programu. Na razie uczelnię cieszy niebywałe zainteresowanie zajęciami. Jest ogromne. Do tego stopnia, że początkowo Politechnika Dziecięca miała jedną grupę 150-osobową, a dziś grup jest trzy. Natomiast w zapisach obowiązywała zasada „kto pierwszy, ten lepszy” i wówczas limit miejsc był wyczerpany w ciągu kilku minut. Dziś rekrutacja trwa kilka dni, w trakcie których zapisuje się 1000 - 1200 dzieci, spośród których losowanych jest 312, bo tyle przewidzianych jest miejsc na cały semestr. - To już siódmy semestr zajęć w ramach Politechniki Dziecięcej i jako sukces postrzegam fakt, że dotychczas ani razu nie powtórzyliśmy tematu zajęć - zauważa Łukasz Szuba, koordynator Politechniki Dziecięcej. - Wykładowcy starali się, by każdy wykład czy laboratorium było inne, dotyczyło innego zagadnienia. To m.in. sprawia, że zainteresowanie Politechniką Dziecięcą jest ogromne i choć nigdzie się nie reklamujemy, nigdzie poza stroną internetową nie ogłaszamy naboru, to za każdym razem chętnych jest kilkukrotnie więcej niż miejsc. A zdarzają się dzieci, które poświęcają cały dzień po to, by być na zajęciach przez godzinę. To naprawdę niesamowite. Zakochałem się w tych dzieciach, w tym, w jaki sposób chłoną wiedzę.
Tematy zajęć Politechniki Dziecięcej dobierane są niezwykle starannie, organizatorzy i wykładowcy dbają, by były różnorodne i jak najbardziej zainteresowały dzieci. W tym semestrze mali studenci poznają m.in. tajemnice piorunów i ich znaczenie w przyrodzie, przekonają się, że matematycy nie tylko uczą matematyki, ale mogą zajmować się też kryptografią, szyfrowaniem informacji i łamaniem szyfrów, dowiedzą się także w jaki sposób latają balony, spadochrony i szybowce. Wykłady uzupełniają również laboratoria języków obcych, lotnictwa, fizyki i grafiki komputerowej.
Reklama
Z ekonomią za pan brat
Z kolei w ramach Ekonomicznego Uniwersytetu Dziecięcego zorganizowanego w Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie uczniowie 5. i 6. klas rzeszowskich szkół podstawowych, zgłębiają tajemnice ekonomii. EUD działa od czterech lat jako inicjatywa Fundacji Promocji i Akredytacji Kierunków Ekonomicznych oraz Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, natomiast wsparcie Narodowego Banku Polskiego pozwoliło rozszerzyć działalność na inne miasta. Podobne zajęcia, poza Warszawą i Rzeszowem, odbywają się również w Kielcach, Lublinie, Białymstoku i Katowicach. Na pierwszy semestr WSIiZ przyjęła 120 małych studentów, ale chętnych było znacznie więcej. Założenie działalności uniwersytetu jest proste, chodzi o promowanie przedsiębiorczości wśród młodych ludzi i udowodnienie, że ekonomia może być ciekawa i bardzo przydatna w życiu codziennym. - Podczas warsztatów, odgrywając rozmaite role: kierowników zespołów, negocjatorów, inwestorów giełdowych czy też specjalistów ds. marketingu, mali studenci uczą się pracować w grupie, samodzielnie myśleć i planować. Uczą się też przekładać wiedzę na praktykę. Każdy semestr zajęć kończy się testem wiedzy i wręczeniem wartościowej nagrody najlepszemu studentowi danego ośrodka - mówi Joanna Dudek z WSIiZ w Rzeszowie.
Poza zajęciami, dla dzieci przewidziano też inne formy aktywności, realizowane za pośrednictwem strony internetowej programu - mali studenci prowadzą blogi ekonomiczne, tworzą komiksy promujące przedsiębiorczość, mają też swoje pismo „Ekonopedia”.
Wiedza na wagę złota
Politechnika Dziecięca pokazała, że dzieci mają w sobie niebywały potencjał i potrzebę posiadania wiedzy. Nic więc dziwnego, że pojawiają się kolejne inicjatywy wykorzystujące dziecięce chęci i entuzjazm. W Jaśle od półtora roku działa Juniwersytet, który przyjmuje 100 małych studentów, którzy w trakcie zajęć poznawały m.in. tajniki chemii, przeprowadzały eksperymenty i obserwowały kontrolowane wybuchy w laboratorium chemicznym, uczestniczyły też w pokazach udzielania pierwszej pomocy i odwiedziły obserwatorium astronomiczne. Organizatorzy dbają o różnorodność tematyczną zajęć, nie tylko po to, żeby dzieci nie nudziły się w ich trakcie, ale też jak najwięcej zapamiętały i być może wykorzystały w przyszłości.
Reklama
Uczelnie dla małych studentów to pomysły, którym warto przyklasnąć, bo to doskonały sposób zaszczepienia w dzieciach wewnętrznej potrzeby zdobywania wiedzy. Odpowiednio dobrane tematy i formuły zajęć, prowadzący, którzy potrafią zarazić energią i w ciekawy sposób opowiadać o często trudnych zagadnieniach, a być może za kilka lat uczelnie rzeczywiście będą zbierały żniwo obecnej pracy.
Reklama
KRAJ
ŚWIAT
Reklama
Rozwiń
