O sobie:
Na co dzień i od święta zarządza instytucją kultury w gminie Czarna k. Łańcuta, matka chrzestna wielu inicjatyw społecznych i kulturalnych. Najlepiej myśli się jej z ołówkiem w ręce. Kocha gęstą zabudowę wielkich miast i ich nocne życie, choć od lat mieszka na wsi.
O blogu:
o własnych doświadczeniach związanych z tworzeniem marki miejsca w podkarpackiej małej miejscowości i o podglądaniu w świecie jak to zrobili inni. O gorących, twórczych dyskusjach z przyjaciółmi, podczas których rodzą się dobre rzeczy. O prowadzeniu domu pełnego ludzi i o tym dlaczego czasem należy być egoistką! A także o rowerze, pływaniu i nieustającej tęsknocie za ciepłymi oceanami.
Ding Dong
Dodano: 20-12-2012
Rano pędzę do pracy, jestem spóźniona, tłumaczę się pisząc smsa za kierownicą (nigdy więcej nie będę tego robić). Wyliczam w myślach co muszę skończyć w pracy i co załatwić po pracy.
Przedświąteczną gonitwę czas zacząć...
I nagle w radiu słyszę piosenkę, taką jak wiele innych w tym okresie, wesołą, rytmiczną, z towarzyszeniem dzwonków.
Nagle ta bardzo prosta piosenka wzruszyła mnie tak bardzo, że łzy stanęły mi w oczach zamazując drogę.
A droga była przepiękna, właśnie mijałam las i świerki w białych czapach, co dopiero teraz zauważyłam.
Słowa były trochę przewrotne; to ty dorosły człowieku jesteś tym dzieckiem, które ktoś przyszedł przytulić...
(Nie znoszę tak się dawać wypuścić. Przeczytajcie to i zaraz zapomnijcie..)
Ding Dong, Ding Dong. Drzwi otwórz bo...- śpiewała Kajah a ja razem z nią. Fajnie zaczął się ten czas.
A jeśli już o dziecku mowa, to z życzeniami wszelkiej szczęśliwości, załączam dla Was rysunek, wykonany błyskawicznie i na kolanie przez Joachima. Jak widać mały nie słyszał nic o burzy, która toczyła się przez cały grudzień w mediach na temat: były zwierzątka czy nie było zwierzątek w szopce...
























