O sobie:
Miłośnik coca coli, żelków, Umberto Eco, world music, tatuaży i gapienia się na świat. Właściciel kawałka Beskidu Niskiego, starego samochodu, kilku rowerów i jednookiego kota.
O blogu:
Obserwuję z ciągłą fascynacją i naiwnym zaskoczeniem codzienne życie. Każdego dnia znajduję coś czym warto się podzielić. Czasem obraz, czasem kilka zdań... zaskakująco mądrych albo tak głupich, że trudno powstrzymać śmiech. Teraz będę się dzielić z Wami. Kiedy zaś "wpadnę" na fajną płytę, książkę, pomysł... to się podzielę. Trochę doprawionej sarkazmem ironii też nam dobrze zrobi.
Mahomet miał kota a Jezus nie miał psa
Dodano: 12-06-2013
Kot Mahometa spał na szacie swego pana gdy zaczynało świtać. Prorok wstał właśnie na poranną modlitwę. Gdy zobaczył zwierze, nie chcąc go budzić, odciął rękaw i modlił się z odkrytym ramieniem. Po modlitwie kot obudził się i pokłonił swemu panu. Skoro Mahomet miał kota, dlaczego Jezus nie miał psa. Pies przy jego trybie życia byłby wygodniejszy niż kot. To oczywiście rodziłoby później spory jakiej rasy był pies Jezusa, czy Jezus dobrze się nim opiekował i takie tam dywagacje. Byłoby też jakimś wyjaśnieniem dlaczego Mahomet nie lubił psów. Uznawał wręcz trzymanie ich bez potrzeby za grzech. Ale ja nie o tym.
Pytanie czy same psy coś by z tego miały gdyby Jezus miał psa. Tyle samo co anonimowy osiołek. Jak świat światem najpierw się na nim wożą a potem robią salami. Zresztą jaki pożytek mają koty z kota Mahometa? Żaden.
Mój jednooki kot, zresztą Pers, sorry, pers, nie rozumie po co ten wywód. No właśnie. Bo chodzi o kota, psa, krowę i owcę a nawet o świnię chodzi. Bo chociaż Jezus nie miał psa, chociaż nic nie wiadomo czy mieli go Abraham i Mojżesz wiadomo jednak, że Noe zabrał ze sobą na arkę nie tylko te potrzebne, ale i całkiem zbędne ze zwierząt, które stworzył Pan. Bo chodzi o to, że jesteśmy okrutni, bezmyślni i pozbawieni empatii dla zwierząt i to mnie wkurza. Bo chodzi i o to, że zrównujemy zwierzęta w prawach z ludźmi, przypisujemy im ludzkie cechy i roztkliwiamy się nad jednym zdechłym kotem i to też mnie wkurza. I nie ma w tym żadnej sprzeczności. Sprawdziłem.
W hinduizmie sprawa jest prosta, zakazane jest krzywdzenie wszystkich istot czujących. Kropka. Budda też sprawę rozwiązał definitywnie – ahimsa. Zakaz szkodzenia i zabijania istot żywych. Oczywiście nie oznacza to, że wszyscy buddyści rezygnują z hodowania zwierząt, zabijania ich i zjadania ich mięsa.
Teraz islam. Wiadomo Mahomet miał kota a kot miał na imię Muezza. Islam podchodzi do zwierząt praktycznie, znajdziemy szereg przepisów co wolno a czego nie. Podkreśla jednak, że nie wolno nad nimi się znęcać, zadawać im cierpienia, ba nie wolno jeść mięsa zwierząt, które cierpiały. Co innego jednak zwierzęta użytkowe a co innego pupile na czterech łapach. Ujmuje prorok zasług temu kto trzyma psa, ale z drugiej strony pokazuje owego psa jako przykład wierności. Naucza z ulubionym kotem na kolanach, ale nie zachęca by trzymać je w domach. Nie zmienia to jednak faktu, że pewna kobieta za zagłodzenie kota idzie do piekła a mężczyzna za uratowanie bezdomnego psa do raju. Podróżnicy przed stuleciami wskazywali kraje islamu jako azyl dla zwierząt. Krzywdzić ich nie wolno nawet jeśli uznamy je za całkowicie bezużyteczne. I jeszcze ten wielbłąd. To jego kołysanie się w spokojnym chodzie jest genezą miary arabskich wierszy.
Sięgamy do korzeni. Jako się rzekło „czyńcie sobie ziemię poddaną”. Mogłoby to oznaczać, że wszystko co żyje należy do człowieka i może on ze swoją własnością zrobić co chce i jak zechce. Nic bardziej błędnego. Wystarczy? Nie? Proszę.
Judaizm a za nim także chrześcijaństwo przyznają ludziom dominującą nad zwierzętami rolę ale w związku z tym narzucają im wobec zwierząt nie tylko prawa ale i obowiązki. Judaizm ma nawet całą kategorie praw zapobiegających okrucieństwu wobec zwierząt. Zwierze musi mieć dostęp bez ograniczeń do jedzenia i wody, nie wolno go nad miarę wykorzystywać w pracy, nie wolno „bawić się” jego kosztem, nie wolno go kupić jeśli nie można zapewnić mu właściwych warunków. Nawet zabić może je tylko ktoś, kto potrafi to zrobić zadając jak najmniejsze cierpienia. Z drugiej strony nadanie zwierzęciu statusu równego człowiekowi to niemal bluźnierstwo.
O chrześcijanach słyszałem i to nie raz w różnych dyskusjach, że z definicji wręcz traktują zwierzęta instrumentalnie i okrutnie. Ba czytałem nawet w jednym popularnych tygodników, że to z punktu widzenia ich religii oczywiste. Pewnie wszystko dlatego, że Jezus nie miał psa. Ja też nie miałem. Zaglądnijmy więc do katechizmu. Napisano „Zwierzęta są stworzeniami Bożymi. Bóg otacza je swoją opatrznościową troską. Przez samo swoje istnienie błogosławią Go i oddają Mu chwałę. Także ludzie są zobowiązani do życzliwości wobec nich” i dalej „Sprzeczne z godnością ludzką jest niepotrzebne zadawanie cierpień zwierzętom lub ich zabijanie”.
Oczywiście jest pewna różnica pomiędzy życzliwym traktowaniem a „uczłowieczeniem” ratlerka, ale też nie po to Bóg dał sarnie biały zad, by człowiek łatwiej mógł ją zastrzelić (w sumie dlaczego sarna ma biały zad nie mam pojęcia, ale na pewno nie z tego powodu).
I o to właśnie mi chodzi. Nikt mi nie wmówi, że pies albo szympans to takie samo zwierze jak człowiek, bo gdyby tak było siedziałbym na drzewie a nie przed komputerem sącząc whiskey. Z drugiej zaś strony to św. Marcin założył pierwsze schronisko dla zwierząt dając jasny przykład, jeśli nie masz serca dla zwierząt przepadłeś, bo jak to prosto wyjaśniła Babcia Szymusikowa „Jak ni mosz serca dla gadziny bedziesz do dnia sądnego gnój spod konia Belzebuba gołymi ryncami odwalać”. Wasz Pan Bóg nie prosi was uprzejmie o to byście byli dobrzy dla waszych „braci mniejszych” on wam to każe!
























